Zgodnie ze złożoną sobie
obietnicą zacząłem A6W. Liczę, że brzuszki, które wykonywałem od około miesiąca
ułatwią mi cały cykl ćwiczeń. Styczeń będzie miesiącem wytężonej nauki przed
zbliżającą się sesja. Zacznie się robienie, laborek i projektów na hurra. Do
tego wszystkiego dojdzie nauka na egzaminy, ale oby nie było jej zbyt dużo, bo
przeuczenie jest tak samo szkodliwe jak przejedzenie. Początek nowego roku na
studiach był czasem luzu. Praktycznie pierwsze dwa dni nie było potrzeby
wstawać, a ja głupi wybrałem się na politechnikę.
Czwartek minął mi pod
znakiem zakupów, które minęły całkowicie spokojnie. Jedyne co mi utkwiło w
pamięci to bardzo silny wiatr, który mimo tego, że mój samochód ma 985 kg masy własnej
powodował lekki dyskomfort w prowadzeniu. Zwłaszcza na otwartych przestrzeniach
dało się odczuć te podmuchy.
Piątek zaczął się dla mnie
od pobudki o 5:45, 6:10 już wyjeżdżalem w kierunku Czeladzi. Po powrocie
zrobiłem sobie małą drzemkę do 14.
Gdy już doszedłem do
siebie wybrałem się zobaczyć ten radiomagnetofon. Niestety paragonu nie było,
więc gwarancja też nie wchodziła w grę. Okazało się, że jest to Watson RR5875M.
Od nowości nie odtwarzał taśm. Na pierwszy rzut oka myślałem, że może nie ma on
pasków napędowych. Jednakże po otwarciu moim oczom ukazał się niedziałający
silnik. Dla pewności sprawdziłem napięcie na przewodach zasilających silnik,
które to wynosiło około 14,5 V. Po pewnych problemach związanych z pozbyciem
się kleju z punktów lutowniczych, jak i wydobyciu całego silnika przystąpiłem
do pomiarów. Silnik okazał się modelem EG530AD9B 9V. Po uprzednim sprawdzeniu
go zewnętrznym zasilaczem na którym też nie dał życia zorientowałem się że nowy
kosztuje zaledwie 5 zł. Tylko jaki jest sens kupować nowy skoro można naprawić
stary. Po całkowitym rozebraniu silnika dał się zauważyć minimalny ubytek na
ścieżce powodujący przerwę w zasilaniu. Problem znaleziony i wystarczyło tylko
w umiejętny sposób połatać ścieżkę, sprawdzić czy wszystko działa i zamontować.
Przy składaniu wszystkiego odwrotnie przylutowałem przewody zasilające silnik
wskutek czego magnetofon odwrotnie nawijał taśmę, zamiast odtwarzać wciagał ją
do środka. Najciekawsza jest jednak chińska myśl techniczna, która to silniki 9
V zasila napięciem 14,5. Naprawa nie była trudna lecz pracochłonna.
Tutaj fotka zrobiona podczas grzebania:
Ja zwykle nie lubię
naprawiać obecnie produkowanego sprzętu z kilku powodów. Jednym z nich jest
klejenie na gorąco wszystkiego co popadnie. Kolejnym stosowanie krótkich
kabelków. Nierzadko zdarza się brak oznaczeń elementów przez
producentów.Te przytoczone mankamenty
skutecznie odstraszają od napraw takiego sprzętu.
Osobiście dla mnie obecnie
produkowany sprzęt nie ma duszy, jak i szans zapisania się w kartach historii.
Dlatego brak wartości sentymentalnej powoduje, że bardzo łatwo taki sprzęt
wyrzucić skoro tanio można mieć taki sam lub podobny.
Dzisiejszy wpis mialem
dodać już w sobotę późnym wieczorem, ale pierwszy raz od dawien dawna brakło
internetu. Co ciekawe w niedzielę dostęp do sieci był, jednakże ja zrobiłem
spontaniczny format, pierwszy w tym roku, a trzeci w ciągu miesiąca. Historia z
formatem zaczęła się nieśmiało od próby użycia programu Vob Sub, który niestety
u mnie na Xp nie dziala, później wyszedł kolejny zonk - brak możliwości
użycia chkdsk na dysku c i jego błędy
komunikowane przez TuneUp, co najprawdopodobniej świadczy o uszkodzeniu dysku. Komputer "uwielbia" wieszać mi się po
kilka razy na dzień. Jeszcze tylko dla pewności wykluczę błędy pamięci RAM i
pokuszę się o kupno dysku. Co prawda istnieje jeszcze obawa o kondensatory
elektroniczne na płycie głównej, Zwlaszcza te w sekcji zasilania, lecz
wizualnie wyglądają jak nowe, a ja nigdy nie dałem im popalić bawiąc sie w
overcloking.
Dodając ten wątek dzisiaj
wspomnę o niecodziennej sytuacji jaka mi się przydarzyła na przejściu dla
pieszych w Częstochowie. Jak zwykle twardo kroczę przez pasy na zielonym
świetle, a tutaj pan na warunkowym skręcie w prawo widocznie zamyślił się.
Przekraczając trzy pasmową jezdnię jestem przy samiutkim końcu, a widzę
samochód z prawej strony wjeżdżający na pasy. Na szczęście kolega dodatkowo
mnie uprzedził. Pan kierowca nie potrącił by mnie, ale stopy miałbym płaskie
jak figurka z plasteliny. Pierwszy raz przydarzyła
mi się taka sytuacja w życiu.
Kolejne dni upłynęły mi pod znakiem ciągłej wali z komputerem. Początkowo sprawdziłem
ram memtestem najpierw w dualu co powitało mnie komunikatem :
Później sprawdziłem pojedynczo kości przy czym pierwsza przeszła test
bezbłędnie:
Druga
niestety nie, ale przejechałem ją jeszcze raz i już błędów nie było. Pewnie
dyskietka jest po przejściach, skoro na jednym komputerze dała się sformatować
a na drugim nie ;D Ktoś powie zrób to z pendrive’a, a próbowałem, ale bez
powodzenia. Póki co nie potrafię utworzyć poprawnego pliku bootującego na nim,
albo płyta główna jest za stara i nie chce ruszyć z memtestem z pendrive’a. Sam
póki co tego nie wiem. Jutro zaopatrzę się z nowe dyskietki i podziałam na
nich. W międzyczasie pokuszę się o zakup karty diagnostycznej, która miejmy
nadzieję rozjaśni mi trochę sytuację ;D W ciemno stawiam na dysk, a to z powodu
niedawnego komunikatu, który zmusił mnie do ponownej instalacji systemu
operacyjnego:
Za około dwa tygodnie czas rozrywki czyli sesja. Na karcie widnieją aż 3
egzaminy. Do tego wszystkiego trzeba zrobić 3 projekty, trochę laborek, ale nie
ma to jak czuć ten nóż na gardle.