czwartek, 29 grudnia 2011

Zabawa z dyskiem i bad sectory



Myślałem, że dzisiejszego wpisu nie uda mi się zrobić, ponieważ mam problemy natury sprzętowej z komputerem, a ich naprawa może trochę potrwać. Czego jednak nie robi się z nudów i tak piszę rysikiem na telefonie.

Od rana odkąd wstałem miałem problemy ze startem mojego jak to siostra mawia pieszczotliwie komputerka, którego złożyłem z części zalegających mi w szafie. System się ładował, a później czarny ekran. Pierwsza myśl to odzyskanie systemu. Wrzucam płytkę klikam napraw, a tutaj zamiast przycisku dalej moim oczom ukazała się konsola. Poratowałem się helpem i odzyskałem sektor rozruchowy i po kilku próbach system zastartował. Druga próba włączenia i wyłączenia przebiegła bez problemu. Cud samo się naprawiło. Stosując zasadę nie poznasz póki nie rozbierzesz rozbebeszyłem komputer i jeszcze raz dokładnie przyjrzałem się kondensatorom, które wyglądają jak nowe mimo, że mają około 9 lat.

Początkowo nastawiony byłem na wymianę w ciemno wszystkich kondensatorów. Naliczyłem ich 35 sztuk. Przeliczając koszty takiej operacji ich liczbę ograniczyłem tylko do tych 12 z sekcji zasilania. Złożyłem wszystko do kupy i dla pewności przeleciałem dysk w poszukiwaniu bad sektorów. Użyłem do tego ADRC Hard Disk Checker 1.01 i znalazł on na początku dwójkę. Przystąpiłem do głównego ataku programem HDD Regenerator, który jest w stanie naprawić bad sektory techniką polegającą na przemagnesowaniu powierzchni dysku. Wedle tego co pisze producent programu to 60 % przypadków to tego typu bad sektory które za pomocą tego narzędzia da radę naprawić. U mnie w chwili pisania tego jest 55% i póki co dwa bad sektory odzyskane, więc gorąco polecam ten program.

Mam cichą nadzieję, że ominie mnie wymiana kondensatorów. Odkąd pamiętam to mam tendencję do drżenia rąk i choć umiejętności mam wystarczające to może mi zejść trochę czasu przy takiej pracy wymagającej niezwykłej dokładności. Wszystko zależy od dnia.

Dzisiaj też miałem okazję gościć w domu naszego nowego proboszcza przy okazji wizyty duszpasterskiej. Jako, że nie jestem typem ofermy, która ucieka jak ksiądz ma przyjść po kolędzie do drugiego pokoju jak niektórzy byłem jak co roku. Proboszcz zapytał mnie "dlaczego nie uczęszczam do kościoła i od zeszłego roku nie widzi poprawy". Zdziwiło mnie to, że nie widzi poprawy skoro w zeszłym roku był wikary. Grzecznie odpowiedziałem, że z jednej strony z lenistwa, a z drugiej nie czuję takiej potrzeby, wystarczy mi wieczora modlitwa. Pojawiły się od razu stwierdzenia, że "żyję poza kościołem" , że grzeszę. Dziwi mnie to kim jest ksiądz, że może osądzać co jest grzechem, a co nie. Chyba, że jest człowiekiem nieskazitelnym, a jak wiemy takich ludzi nie ma. Co będzie mi zaliczone w poczet grzechów to będzie, ale dopiero na sądzie ostatecznym. Według mnie najważniejsze jest to jakim ja człowiekiem jestem dla bliźnich, a nie to czy chodzę do kościoła. Załóżmy, że przykładnie chodzę do kościoła co niedziele, a w domu bije bliskich, sięgam po alkohol i według księdza pewnie wszystko jest ok, bo nie mam grzechu polegającego na nie braniu udziału w mszy. Przecież kościół to tworzymy my jako wierni, to nie kwestia miejsca. Pozwolę sobie na cytat: "Tam, gdzie dwóch lub trzech zbierze się w moim imieniu, tam Ja jestem między nimi" tak więc możemy modlić się sami we własnym gronie w grupie kilku osób bez udziału kapłana. Odnośnie mojej osoby to przyznam, że jestem dość złym człowiekiem. Staram się nad sobą pracować. Niestety wiele razy przegrałem z moją naturą choleryka, choć staram się jak mogę by być jak najlepszym człowiekiem, ale z dnia na dzień jeszcze nikt sie nie zmienił. Podejmując temat wiary  - moja nigdy nie została zachwiana, mam tylko pewne uwagi odnośnie instytucji kościoła i tym co on głosi, a jakie to ma odniesienie w rzeczywistości. Żyje na tym świecie nie od dzisiaj i trochę w życiu widziałem.

wtorek, 27 grudnia 2011

The Idle Race


The Idle Race


The Idle Race – brytyjska grupa rokowa prowadząca swoją działalność w latach 1967 – 1972. Wydała dokładnie trzy albumy studyjne: The Birthday Party (Październik 1968), Idle Race (Listopad 1969), Time Is (1971). Pierwsze dwa albumy wydano w składzie:
Jeff Lynne - vocals, guitar, piano
Dave Pritchard - guitar, vocals
Greg Masters - bass guitar, vocals
Roger Spencer - drums, vocals

Ostatni album grupa wydała w składzie:
Dave Pritchard - vocals, guitar, flute
Dave Walker - vocals, harmonica, piano
Mike Hopkins - lead guitar, vocals
Greg Masters - bass guitar, vocals, electric cello
Roger Spencer - drums, percussion, vocals


Oprócz bycia trampoliną do kariery dla Jeff’a Lynne, zespół trzymał znaczące miejsce w historii brytyjskiej muzyki pop-rockowej między The Move, the Electric Light Orchestra, Steve Gibbons Band and Mike Sheridan and The Nightriders. Mimo, że grupa miała mnóstwo fanów nigdy nie zdobyła sukcesu komercyjnego. Dlatego chciałem pokrótce przedstawić twórczość jednego z mniej znanych, a jak najbardziej wartych poznania zespołów przełomu lat 60. i 70.

The Birthday Party (Październik 1968)





Pierwszy studyjny, album tego brytyjskiego zespołu, a w roli kompozytora 21 letni gitarzysta Jeff Lynne.

Tracklist

1. "Skeleton and the Roundabout" – 2:26
2. "Happy Birthday" (Patty Hill, Mildred J. Hill) – 0:23
3. "Birthday" – 3:00
4. "I Like My Toys" – 2:12
5. "Morning Sunshine" – 1:48
6. "Follow Me, Follow" – 2:48
7. "Sitting in My Tree" – 1:59 (mono)
8. "On With the Show" – 2:22
9. "Lucky Man" – 2:38
10. "(Don't Put Your Boys In The Army) Mrs. Ward" – 2:14
11. "Pie in the Sky" (Dave Pritchard) – 2:23
12. "The Lady Who Said She Could Fly" – 2:22
13. "End of the Road" – 2:09

All tracks composed by Jeff Lynne; except where indicated

Z tej polecić mogę utwory takie jak: "Birthday", "I Like My Toys", "Morning Sunshine", "Follow Me, Follow", "On With the Show", Pie in the Sky", "The Lady Who Said She Could Fly", "End of the Road"

Jeśli miałbym wybrać trzy utwory z tej płyty to dla mnie numerem jeden bezsprzecznie jest "The Lady Who Said She Could Fly" autorstwa Lynne. W utworze pojawiają się skrzypce, wiolonczela. Głos lidera tak wspaniale rozchodzi się w przestrzeni. Moim zadaniem doskonałe wykorzystanie stereofonii.  Drugim utworem będzie "End of the Road" za prosty tekst wpadający w ucho. Praktycznie po przesłuchaniu tej piosenki cały czas grała mi w głowie. Nad ostatnim miejscem się wahałem. Początkowo skłaniałem się ku utworowi "On With the Show" za skojarzenie z bajkami z Loonley Tunes, ale ostatecznie moim numerem trzy tej płyty jest "Follow Me, Follow". Gorąco zapraszam do przesłuchania całej płyty gdyż każdy utwór jest podlinkowany do youtube.com.

Idle Race (Listopad 1969)


Kolejny album The Idle Race spod pióra Jeff’a Lynne wkutek nieodniesienia sukcesu na listach przebojów spowodował odejście jego samego do zespołu The Move. 

Tracklist

1. "Come With Me" - 2.45 (rechanneled to simulate stereo)
2. "Sea Of Dreams" - 3.13
3. "Going Home" - 3.44
4. "Reminds Me Of You" - (Dave Pritchard) 2.54
5. "Mr. Crow and Sir Norman" - 3.17
6. "Please No More Sad Songs" - 3.20
7. "Girl At The Window" - 3.44
8. "Big Chief Woolly Bosher" - 5.15
9. "Someone Knocking" - (Dave Pritchard) 2.56
10. "A Better Life (The Weatherman Knows)" - 2.45
11. "Hurry Up John" - 3.33

All tracks composed by Jeff Lynne; except where indicated

Mimo tego, ze album nie odniósł komercyjnego sukcesu, po latach mam problem z wyborem trzech moim zdaniem najlepszych utworów. Mimo wszystko numer jeden przyznałbym utworowi: "Please No More Sad Songs" .Tutaj ta sama piosenka, ale w wersji "na żywo" z 16 września 1969 roku. Drugim moim ulubionym jest "Going Home", który jest ciekawie nagrany ze względu na podział kanałów co dzisiaj już nie jest spotykane, a kiedyś musiała być z tym niezła zabawa by w studiu bez komputera tak to zmiksować, a i towarzyszą w tym utworze skrzypce co bardzo cenię. Trzecim utworem z tej płyty będzie "Sea Of Dreams" spokojny kawałek idealny do spania. Z tej płyty jak i z poprzedniej trudno wybrać jakieś bardziej ulubione ponieważ jak i na jednej tak i na drugiej nie ma utworów wybijających się ponad wszystkie. Jednakże dużo jest takich prostych łatwo wpadających w ucho. Podobnie utwory oznaczone kolorem są podlinkowane w możliwie najlepszych wersjach do odsłuchania.

Time Is (1971)



Ostatni album Idle Race już bez udziału Lynne

Tracklist

1. "Dancing Flower" (Dave Pritchard) – 2:14
2. "Sad O'Sad" (Pritchard) – 3:28
3. "The Clock" (Pritchard) – 3:22
4. "I Will See You" (Dave Walker) – 3:11
5. "By the Sun" (Roger Spencer) – 6:42
6. "Alcatraz" (Pritchard, Spencer, Walker) – 4:02
7. "And the Rain" (Walker, Pritchard) – 2:52
8. "She Sang Hymns Out of Tune" (Jesse Lee Kincaid) – 3:07
9. "Bitter Green" (Gordon Lightfoot) – 3:45
10. "We Want It All" (Walker, Spencer) – 4:10

 Dla mnie płyta sama w sobie jest tragiczna. Dużo zawiera coverów co wskazuje prawdopodobnie na brak koncepcji na album. Tytuł zaś "Time Is" mówi o czasie na coś tylko na co ,chyba żeby zakończyć działalność. Polecić tutaj mogę utwór "The Clock", "Bitter Green", który czułem, że gdzieś już obił mi się o uszy, a okazał się coverem , tak samo jak "She Sang Hymns Out of Tune".  To jest jedyna płyta The Idle Race w której nie ma w czym wybierać, bo utwory są tak słabe. 

Teraz czas na wisienkę na torcie czyli "Back To The Story"

The Idle Race - Back To The Story


Tracklist

CD One

(The Birthday Party)


1. "The Skeleton And The Roundabout"
2. "Happy Birthday"
3. "The Birthday"
4. "I Like My Toys"
5. "Morning Sunshine"
6. "Follow Me Follow"
7. "Sitting In My Tree" (mono)
8. "On With The Show"
9. "Lucky Man"
10."(Don't Put Your Boys In The Army) Mrs. Ward"
11. "Pie In The Sky"
12. "The Lady who Said She Could Fly"
13. "End Of The Road"
(Idle Race) 

1. "Come With Me" (rechanneled to simulate stereo)
2. "Sea Of Dreams"
3. "Going Home"
4. "Reminds Me Of You"
5. "Mr. Crow and Sir Norman"
6. "Please No More Sad Songs"
7. "Girl At The Window"
8. "Big Chief Woolley Bosher"
9. "Someone Knocking"
10. "A Better Life (The Weather Man Knows)"
11. "Hurry Up John"

Alternative Versions 

1. "Lucky Man" (mono)
2. "Follow Me Follow" (mono)
3. "Days Of Broken Arrows" (mono)

CD Two

(Non-album Tracks)

1. "(Here We Go 'Round) The Lemon Tree" (mono)
2. "My Father's Son" (mono)
3. "Imposters Of Life's Magazine" (mono)
4. "Knocking Nails Into My House" (mono)
5. "Days Of The Broken Arrows" (mono)
6. "Worn Red Carpet" (mono)
7. "In The Summertime"
8. "Told You Twice"
9. "Neanderthal Man" (rechanneled to simulate stereo)
10."Victim Of Circumstance" (rechanneled to simulate stereo)

(Time Is)

1. "Dancing Flower" 
2. "Sad O'Sad" 
3. "The Clock" 
4. "I Will See You" 
5. "By The Sun" 
6. "Alcatraz" 
7. "And The Rain" 
8. "She Sang Hymns Out Of Tune" 
9. "Bitter Green"
10."We Want It All" 
11. "It's Only the Dog" (mono)*
12. "Your Friend" (mono)*

* Te dwie piosenki The Nightriders dostępne są wyłącznie na kompilacji wydanej w 1996 roku.

Back To The Story jest dwu płytową kompilacją zespołu z lat sześćdziesiątych o nazwie The Idle Race. W skład tego box setu wchodzą trzy oficjalne albumy studyjne zespołu. Pierwszy raz kompilacja była wypuszczona w 1996 roku i zawierała wczesne dokonania Jeff’a Lynne z zespołem Nighriders, jej nakład został szybko wyczerpany. Ponowne wydanie kompilacji miało miejsce w 2007 roku, ale box set został opublikowany bez utworów zespołu Nightriders. Ja akurat słuchałem wersji bez utworów Nightriders.

Starałem się większość utworów zaprezentować, ale jak wisienka to wisienka. Na kompilacji "Back To The Story" znajduje się kilka utworów nie prezentowanych na żadnym albumie studyjnym. Niestety utwory te są monofoniczne, ale dwa z nich nie są już tak spokojne i cukierkowe jak materiał z albumów studyjnych. "Imposters Of Life's Magazine" oraz "Days Of The Broken Arrows" pióra Lynne to prawdziwe perełki czego nie można powiedzieć o reszcie utworów dodatkowych. Zresztą samemu trzeba przesłuchać i ocenić dokonania tej grupy żeby wyrobić sobie zdanie w tym temacie, moja opinia jest niczym laika, bo w temacie muzyki nie obracam się aż na tyle, a jak to się mówi ilu ludzi na świecie tyle różnych gustów.
Pozdrawiam i gorąco zapraszam do wysłuchania

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Święta i po świętach


Witam po długiej nieobecności. Wiem, obiecałem, że będę pisał codziennie, ale nie miałem do tego głowy. Cały swój wolny czas poświęcałem na konfigurację komputera. Początkowo miałem Windows 7, ale wskutek problemów spowodowanych zbyt dużym zużyciem zasobów procesora prowadzących do chwilowym zawieszeń całego komputera zdecydowałem  się na powrót do Windows Xp. Przez pewien czas walczyłem dzielnie z siódemką, wyłączyłem wszystkie efekty wizualne, a mimo to dalej brakowało tego "kopa" zwłaszcza przy grach we flashu, których jestem fanem na znanym niebieskim portalu. W końcu walka dobiegła końca i trzeba było przywitać się z poczciwy xp-kiem. Swoją drogą kartę grafiki też mam archaiczną. Co w dzisiejszych czasach znaczy taki GF5500 z 128 MB ramu. Pewnie część winy za taki stan rzeczy ponosi grafika. Kiedyś zraziłem się do Radeonów przez te ich "wspaniałe" sterowniki, dlatego teraz jeśli mam wybór biorę GF. Po przejściu męki z instalacją SP3 oraz DirectX system pracuje stabilnie, choć dalej szału nie ma na grach we flashu, ale teraz można to jakoś przeboleć. Mam nadzieję, że coś jeszcze wykombinuję by polepszyć ten mój komputer z "odzysku" ;D


Święta minęły w przyjemnej atmosferze. Po Wigilii jak co roku wybrałem się na Pasterkę. Zwykle nie śpiewam nawet kolęd, ale posłuchać jak to robią inni to już inna sprawa. W tym roku praktycznie cały kościół był wypełniony ludźmi, choć odkąd zmienił się w mojej parafii proboszcz coraz mniej kolęd wykonuje się na tego typu mszy. Szopka w tym roku też jakaś skromniejsza. 
  
Mimo okresu świątecznego cały czas brakuje mi trochę śniegu, choć za odśnieżaniem nie przepadam, a już miałem okazję nawet niedawno obsługiwać ręczne urządzenie odśnieżające powierzchnie płaskie zwane potocznie miotłą :D Zwykle w Święta było mnóstwo trzeszczącego pod nogami śniegu. Pamiętam jak w zeszłym roku napadało go tyle, że koty chodziły tylko odśnieżonymi ścieżkami. Kilka lat wstecz po "ostrym" Sylwestrze jeszcze było z czego ulepić bałwana, a teraz można co najwyżej błotnego ludzika xD Ja cały czas liczę, że prawdziwa zima do nas przyjdzie jeszcze w tym roku.  

środa, 21 grudnia 2011

Wizyta u mechanika

Po powrocie z poniedziałkowych zajęć okazało się, że już mamy święta, więc korzystając z wolnego wtorku opanowywałem programy multimedialne, a zwłaszcza te odpowiedzialne za edycję muzyki. Wczoraj o tym nie wspominałem, ale nadszedł czas wymiany pasków w samochodzie i w poniedziałek odwiozłem samochód do mechanika. Do wymiany poszły wszystkie paski, napinacze, pompa wody i płyn chłodniczy. Dzisiaj dopiero go odebrałem i z tej okazji trzeba było wcześnie jak na mnie wstać, bo o 8. Zwykle nie lubię jeździć do mechanika tylko i wyłącznie ze względu na to, że ma on warsztat w tak niewygodnym miejscu na górce, że później ciężko się wyjeżdża. Cała zabawa polega na tym, że zwykle nie ma gdzie się obrócić i muszę zjeżdżać tyłem z góry. Chyba nigdy nie polubię jeżdżenia na wstecznym. Jak przychodzi sezon zmiany opon to wiem, że choć nie przepadam, za jeżdżeniem tam to jednak muszę. Zostawiając samochód zaparkowałem go tyłem i pomyślałem, że przyjadę i tak samo będzie stał, ale to byłoby za fajnie.Stał oczywiście jako 3 w kolejce do wyjazdu z garażu. Nakręciłem się dzisiaj bez wspomagania, którego mój opel nie ma. Kiedyś warsztat był w innym miejscu równie trudnym do wyjechania i myślałem, że zmiana miejsca warsztatu poskutkuje polepszeniem warunków dojazdowych, ale nic z tych rzeczy. Mimo tego, że mam dwa lata prawo jazdy, nie przejechałem wystarczająco dużo kilometrów by super jeździć. Cały czas mam problemy z parkowaniem, ale może dlatego, że jestem perfekcjonistą. Ogólnie będąc krytycznym wobec siebie za całokształt jeżdżenia mogę sobie postawić 3 z małym minusem. Jeszcze nigdy nie zdarzyło by prosić kogoś o pomoc, bo nie umiem wyjechać. Jestem jakby nie było facetem, a taki typ jak ja nie poddaje się i nie zna słowa nie umiem.  Jedyną moją zaletą jako kierowcy jest podzielna uwaga, a wada nadmierna nerwowość. Najbardziej denerwującym czynnikiem jest to jak ktoś jedzie i rozmawia przez telefon myśląc o wszystkim tylko nie o prowadzeniu samochodu, a zwykle tak mają mężczyźni. To tyle na temat moich umiejętności poruszania się.
Wspominając temat o nagrywaniu na magnetofon wczoraj w wannie wymyśliłem na to receptę. Postaram się kupić puste szpule i zastosować nową taśmę, ale taką do magnetowidu. Problem tylko będzie jeden, że trzeba ja przeciąć na pół. Kolejną trudnością może być to, że taśma ta jest bardziej wiotka od standardowej do magnetofonu, a w związku z tym istnieje prawdopodobieństwo jej wciąganie przez magnetofon. Tak czy inaczej warto chociaż spróbować, a może efekty będą zadowalające.  

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Pierwszy mem

Przez połowę dnia dalej męczyłem dzisiaj temat magnetofonu. Pokusiłem się nawet o rozmagnesowanie toru przesuwu taśmy lutownicą transformatorową z powodu braku demagnetyzera do głowic, który to jest bardzo trudno osiągalny. Demagnetyzowanie lutownicą niesie za sobą ryzyko uszkodzenia głowicy, ale chęć sprawdzenia co ono przyniesie dla magnetofonu wzięła górę. Na sama myśl o tym co mam zrobić aż się spociłem :D Po całej operacji przy odtwarzaniu znaczących różnic nie zauważyłem. Później wziąłem się za czyszczenie taśmy i to dało efekt w postaci czystszego dźwięku. Jak tylko złożę filmik z magnetofonem w roli głównej to pochwalę się tym co udało mi się z tego ponad dwudziestoletniego zabytku wycisnąć. 
Leżąc dzisiaj w wannie wpadłem na pomysł fajnego mema. Nawet nie miałem pojęcia o tej całej historii z kotem, aż do zeszłego tygodnia. Nie bywam na kwejku i tym podobnych stronach. Stąd moje zacofanie w internetowych historiach :D
Skoro nie ma śniegu, więc:


niedziela, 18 grudnia 2011

Pierwsze nagranie


Wczoraj zrobiłem małą aktualizację na stronie, a mianowice dodałem zakładkę kontakt, a w niej statusy mojego gg jak i aqq. Chciałem dodać jeszcze tlena, ale po godzinie zabawy , która nie dała żadnego rezultatu znalazłem  informację, że statusy tlenu nie działają na stronach www :D     
Po sobotnim śniadaniu przyszedł czas na dalsze testy mojego magnetofonu szpulowego.  Postanowiłem po raz pierwszy w XXI wieku dokonać nagrania. Przy okazji tego procederu wyszedł problem z luźnym paskiem napędowym magnetofonu, ale to jeszcze może poczekać.  Po zapuszczeniu sygnału z mp3 wszystko wyglądało dobrze, aż do momentu odtworzenia nagrania.  Początkowo wziąłem  pierwszą z brzegu taśmę znalazłem wolny fragment wyczyściłem i nagrałem. Nie zadowolił mnie wynik nagrania, więc nagrałem to samo jeszcze raz na całkowicie innej taśmie. Niestety cały czas mam słaby poziom sygnały wyjściowego przy odtwarzaniu nagrania. Problem występuje tylko i wyłącznie na prawym kanale. Różne rzeczy sobie myślę o tym problemie. Może to być wina: głowicy, prądu podkładu.   Godzina 2:30 stała się cudowna rzecz. Problem nagle ustąpił :D Czyżby to czyszczenie głowicy dało o sobie znać? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że przejadę głowice alkoholem izopropylowym. Na dokładkę wstawiam dzisiejsze zdjęcie mojego ” stanowiska pracy” :D

sobota, 17 grudnia 2011

Dzień jak co dzień

Wczorajszego wpisu nie było. Problemy natury sprzętowej z komputerem spowodowały nie małą zabawę. Do tego doszło przeciąganie internetu skrętką, konfiguracja routera. Instalacja wszystkich potrzebnych mi programów wyssała mnie do dna jak wampir swoją ofiarę :D Dzisiaj już wszystko ogarnąłem, ale wczorajsze siedzenie do 3 odcisnęło swoje piętno na moim wyspaniu. Z reguły prowadzę nocny tryb życia co w połączeniu ze studiami dziennymi daje mi się ostro we znaki, ale od ostatnich dwóch tygodni kombinacje na studiach powodują, że na uczelni pojawiałem się tylko w poniedziałek. Praktycznie wczoraj miała być ta makabryczna chwila kiedy to pójdę do dentysty zrobić porządek z tym ostatnim zębem. Wielokrotnie termin się przesuwał, ale piątek miał być ostateczny. Mogę z ulgą odetchnąć , bo termin się przesunął. Niestety i tak będę musiał zobaczyć się z tą paskudną wiertarką na powietrze. Pani dentystka do której stale chodzę ma takie fajne kraty w oknach na które jest widok z fotela. Jednym słowem nikt nie ma szans uciec mimo, że jest to pierwsze piętro. Tyle o moim dzisiejszym dniu.
Temat jest na topie to wypada i jego poruszyć. Dzisiaj z pewnego niebieskiego portalu społecznościowego dowiedziałem się o zwolnieniu Romualda Jakubowskiego, kierownika redakcji muzycznej Programu I o czym można przeczytać w artykule. Jest w nim nawet wzmianka o powodzie takiej decyzji jako braku możliwości kontynuowania współpracy. Niestety ja nie miałem okazji słuchać audycji "Klasycy rocka" ani "Rock noc" , bo z reguły nie słucham radia w ogóle, choć mój leciwy Radmor 5102T ma przestrojoną głowicę na "wyższy" zakres częstotliwości pasma UKF. W sprawie tego nieoczekiwanego zwolnienia zawrzało w internecie co znalazło swoje ujście w petycji. 
W obecnej chwili jak pisze ten artykuł pod petycja podpisało się 119 osób. Podejrzewam, że mimo usilnych starań społeczności internetowej, jeśli decyzja o zwolnieniu zapadła to tak zostanie. Gdyby to była stacja komercyjna to zależało by jej właścicielowi na wpływach z reklam i zagranie tak słuchaczom na nosie mogłoby spowodować zmniejszenie jego grona. Program Pierwszy Polskiego Radia tak samo jak telewizja publiczna utrzymuje się w większości z abonamentu RTV, który jest niejako haraczem ściąganym za posiadanie telewizora i radia. Wniosek z tego co napisałem jest prosty. Czy mniej osób będzie słuchało publicznego radia czy więcej i tak tyle samo środków wpłynie do radiowej kasy. Zwykły słuchacz, a nawet ich grupa nie ma praktycznie żadnej możliwości wpłynięcia na program takiego radia publicznego. Gdyby to była komercyjna stacja radiowa takie pochopne usunięcie programu, a co za tym idzie odejście sporej grupy słuchaczy znalazłoby swoje odzwierciedlenie w mniejszych wpływach m.in z reklam, a żadna rozsądna stacja nie pozwoliłaby sobie na takie uderzenie po kieszeni. Na zakończenie chciałbym życzyć wszystkim słuchaczom audycji "Klasycy rocka", oraz "Rock noc" pomyślnego zakończenia tego incydentu ze zwolnieniem Pana Jakubowskiego, oraz powrotu tych audycji na antenę.         

czwartek, 15 grudnia 2011

Luźna środa, jednym słowem po ciastkach :D


Środa minęła szybko bezboleśnie na oglądaniu filmików na necie. Zero zajęć. Takie studia to rozumiem. Jeszcze żeby za tydzień coś zakombinować w środę i będzie luz. Z okazji wcześniejszego powrotu wykonałem dwa kable do podłączenia amplitunera z komputerem. Jutro tylko czeka mnie dokończenie „ łatania ” mikrofonu w słuchawkach i zapuszczenie przełączników w moim Radmorze.  Zwykle te od od kolumn nie zawsze lubią mi stykać, ale po dwudziestu kilku latach to normalne. Stary sprzęt ma swoje prawa. Teraz akurat skonfigurowałem po raz pierwszy w życiu router ( co prawda powinienem używać polskiego odpowiednika ruter, ale tak brzmi bardziej tajemniczo). W internecie to ile ja problemów wyczytałem z jego konfiguracją. Dla mnie to jest dziwne, bo skoro taki laik jak ja dał sobie radę to nie wiem co może być w tym trudnego, dla każdego innego człowieka. Póki co jestem zdumiony tym, ze internet przez router działa szybciej, strony wczytują się momentalnie. Poza tym fajnie sobie lampki migają na zielono na tym białym „ pudełku ” , od razu widać, że coś się tam dzieje :D Wypadałoby położyć się spać przed jutrzejszą jazdą na zakupy, a później czeka mnie przeciąganie neta do drugiego komputera i po raz pierwszy będę bawił się z zakładaniem wtyczek na skrętkę. Miałem dzisiaj zamiar dalej rozbudowywać stronę, ale się wstrzymam do momentu jak przeniosę się całkowicie na swój stary/nowy komputer co liczę , że nastąpi jutro.     

środa, 14 grudnia 2011

3 minuty później i mielibyśmy szczęście


Dzień mija mi tak ciekawie, że postanowiłem zrobić wpis na blogu w trakcie seminariów. Dzisiaj laboratoria z diagnostyki układów elektronicznych minęły w przyjemne atmosferze. Nasze stanowisko laboratoryjne na szczęście posiadało oscyloskop analogowy i dzięki temu mimo, że skończyliśmy pomiary jako ostatnia grupa to i tak poszło nam szybciej niż zazwyczaj. Początkowo myślałem, że zajęcia się nie odbędą, ale wykładowca przyszedł 3 minuty za wcześnie i oznajmił „macie szczęście”. Kto ma szczęście to ma, ale po dwóch godzinach laboratoriów i seminariach nie byłem w euforii. Jak zawsze na zajęciach na studiach wśród chłopaków zdarzają sie notorycznie głupie pytania. Na dzisiejszych seminariach na których to piszę po każdej prezentacji pada:" Czy są jakieś pytania do prezentacji" . Jednego z kolegów zaciekawiła nie treść prezentacji, bo przecież nikt tego nie słucha :D , ale jej motyw w którym była szpilka wbita nad tabelką. Wykładowca zapytał czy nie ma innych pytań ale dotyczących prezentacji, ale kolega dalej się upierał, że pytanie o szpilkę też było na temat. W męskim gronie zawsze są głupie pytania czy to częściej czy rzadziej, ale są. Zwykle dzieje się tak, że im jest więcej kobiet w grupie tym mniej głupot się robi czy to w technikum czy na studiach. Jeśli będzie ich kilka to prawie każdy facet chce się popisać i robi z siebie kretyna. Po skończonych seminariach trzeba było już n-ty raz przypomnieć się z tematami swoich prezentacji, które niestety będzie trzeba zrobić i omówić, a myślałem, ze braknie na nas czasu i dalej mam taką cichą nadzieję. Przez ten ostatni rok tak się rozleniwiłem, ze szukam tylko możliwości kombinacji. Jutro czeka mnie najstraszliwszy dzień zajęć od 10 do 19 ciągiem. Dlatego nienawidzę środy. Powodów jest kilka, ale główny to konieczność położenia się spać wcześniej czego takie tygryski jak ja nie znoszą. Dzisiejszy dzień nie przyniósł mi żadnych niespodzianek z komputerem jak wczorajsza zabawa  z czcionkami, które zmieniły się ze zwykłych w kursywę. Czyszczenie rejestru nic nie dało, a wystarczyło ponownie pobrać czcionkę Segoe UI która jest domyślną w windows 7, ponownie uruchomić i gotowe. Podejrzewam, że ta zmiana miała dużo wspólnego z odzyskiwaniem przeze mnie boot managera windows 7. Na całe szczęście dzisiaj już nic się nie pozmieniało. 

wtorek, 13 grudnia 2011

Tutaj nic nie działa i nikt nie wie dlaczego


Siedzę sam w przedziale i wracam do domu, więc znalazła się okazja by coś napisać. Akurat wracam do domu "zieloną zemstą" KŚ. Są to wypożyczone czeskie składy klasy drugiej. Główną bolączką tych wagonów są zacinające się drzwi. Podejrzewam, że posiadają elektromagnetyczne zabezpieczenie, które uniemożliwia otwarcie drzwi w czasie jazdy, a wskutek ich wieku zabezpieczenie to nie zawsze pozwala otworzyć drzwi na stacji, więc zagadką jest gdzie się wysiądzie. Może być tak, że zaplanowana podróż lekko się przedłuży i nic nas to nie będzie kosztowało. I nie jest to fantastyczne? :D Sam jestem ciekawy czy uda mi się wysiąść na stacji Będzin Miasto. Te emocje i zaskoczenie jeśli drzwi nie drgną, to trzeba przeżyć. Po części można na taki stan rzeczy zaradzić siadając w pierwszym wagonie, ale ja jako facet sam sobie wyznaczam ścieżki i nie siadam w wagonie za lokomotywą. Pierwszym powodem jest to, że w razie wypadku pierwszy wagon za lokomotywą zostanie sprasowany jak konserwa, a drugim to że co to za facet który drzwi nie umie otworzyć samemu i wysiada tylko dlatego pierwszym wagonem żeby mu konduktor drzwi otworzył. Nasz trener powiedziałby na to tak " o gołębiarz" i pokazał palcami o takie małe masz jaja :D Tyle na temat kolejnictwa dzisiaj.
Co do dzisiejszego dnia to już myślałem, że nie będę miał laboratorii z diagnostyki układów elektronicznych, ale na domiar złego miałem. Teraz magiczna chwila wysiadania, czy aby na pewno na tej stacji :D
Przy wysiadaniu dowiedziałem się od Pana konduktora, że zabezpieczenie drzwi przed otwarciem w czasie jazdy wyłącza się dopiero jak cały skład zwolni do prędkości poniżej 5km/h.  Ciekawa uwaga, teraz już wiem, ze nie ma co próbować wcześniej póki pociąg nie stanie.
Wracając do laboratorii które dzisiaj miałem to męczą mnie one zwłaszcza jak „ za karę” mamy robić pomiar napięcia oscyloskopem. Wiem, że ma to na celu zaznajomienie nas ze sprzętem, ale w gruncie rzeczy potrafi to wymęczyć. Samo patrzenie już mnie osłabia. Przy analogowym odczyt jest banalny, ale trzeba odczytać sobie zakres i liczyć poszczególne kratki. Dzisiaj mieliśmy okazje obcować z wersją cyfrową oscyloskopu. Wizualnie fajnie wygląda, tyle świecących przycisków jak na stacji kosmicznej i mimo niepadającego śniegu te kolorowe lampki oscyloskopu stworzyły niepowtarzalną świąteczną atmosferę niczym choinka. Jeśli chodzi  o pomiary, to jeszcze bardziej jest to uciążliwe gdy się nie przeczyta instrukcji bo wersja cyfrowa nie wybacza. Lecz z drugiej strony nie trzeba liczyć kratek bo wszystko wyświetla na ekranie. Akurat my zaczęliśmy dzisiaj wykonywać laborkę dopiero po godzinie od rozpoczęcia zajęć.  Na to wszystko złożyły się problemy z zasilaczem, który stabilizował jako tako, ale nie wystarczająco. Ciągłe przepinanie kabelków zabawy co nie miara. Okazało się przy okazji, że jedna z sond do oscyloskopu jest uszkodzona. Chyba zacznę po kryjomu nosić swój multimetr i tak będziemy robić pomiary. Przypomina mi się pewne hasło powieszone u nas przed dziekanatem, a jest ono adekwatne do naszych laboratorii. Brzmi ono następująco:

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Zrób coś z niczego czyli komputer z odzysku



Od kilku dni nic nie pisałem, bo znów brak czasu połączony z lenistwem. Pochłonięty byłem w tym czasie składaniem komputera z tego co mi leżało w szafkach. Miałem do dyspozycji:
płytę MSI 865PE NEO2 MS-6728 VER:1,
2 GB pamięci RAM Kingston w DDR
GF440MX
dysk twardy Maxtor 80GB
zasilacz Codegen 350 Wat Jako, że nie miałem do tego obudowy zaopatrzyłem się od razu w zawierającą zasilacz 300 Watowy Fortrona. Muszę powiedzieć, że używając markowego zasilacza ma się ten komfort, że posiada on jak zabezpieczenia takie jak antyprzepięciowe, antyprzeciążeniowe, przeciwzwarciowe to mimo wszystko jeśli coś pójdzie nie tak to w większości przypadków pójdzie cały komputer, ale przynajmniej ja mam ten komfort psychiczny, że głównym zabezpieczeniem nie jest módl się, abym się nie spalił jak w Codegenie. Wracając do sedna sprawy to widocznie uwielbiam utrudniać sobie życie. Po wyczyszczeniu wszystkiego i podłączeniu wyjąłem pamięć Ram, której to już nie włożyłem. Sam nie wiem co za zaciemnienie umysłu mnie spotkało. Po próbach, które nie mogły wypaść pozytywnie doszedłem do wniosku, że płyta padła. Trochę byłem tym z szokowany tym bardziej, że obchodziłem się z nią jak z jajkiem, odpowiednio przechowywałem. W takim wypadku wybrałem się na giełdę do Katowic i kupiłem płytę kolejną, ale na domiar złego dopiero w domu zauważyłem, „dogorywający” kondensator przy złączu AGP. Zaciemnienie umysłu minęło mi w sobotę i „nową” płytę uruchomiłem bez problemu, analogicznie nie odpuściłem jak zwykle zabrałem się za moją starą i cud płyta MSI ruszyła. Wobec tego w niedzielę znowu musiałem wstać rano, choć tego nie lubię i jechać kolejny raz do Katowic. Tak tylko wspomnę, że odkąd rozkopany jest terem wokół dworca nie byłem ani razu na giełdzie komputerowej, ale mogę z perspektywy czasu powiedzieć, że nie taki wilk straszny. Pozbyłem się tego „kalectwa” i w zamian wziąłem sieciówkę i „lepszą” grafikę bo GF5500 i została mi jeszcze reszta z tego interesu. Pomyślałem, a co tam wejdę w nowy rok z długami i ciach kupiłem ruter. Czeka mnie jeszcze jego konfiguracja co jest dla mnie zupełną nowością, co nie znaczy, że sprawi mi to jakiś problem, bo w teorii wiem o co kaman, ale wiem też, że między teorią , a praktyką jest przepaść głęboka jak Rów Mariański. Dzisiaj złożyłem ten komputer, przetestowałem, niestety nie obyło się bez problemów. Przy próbie instalacji Windows 7 powitał mnie taki oto komunikat: "Error Code 5 - can not boot from disk", więc spróbowałem instalator odpalić z wcześniej przygotowanego do tego celu pendriva, ale też bez rezultatu. Pomyślałem „ co co kaman” i wziąłem problem sposobem. Instalator Windows Xp bezproblemowo ruszył z płyty, więc po zainstalowaniu xp-ka uruchomiłem tą samą płytę, która nie chciała się zbootować i zainstalowałem „siódemkę”. W ten sposób udało mi się zrobić i tak jak chciałem. Uwielbiam rozwiązywać różnego rodzaju problemu i komunikat z błędem nie dawał mi spokoju, aż znalazłem rozwiązanie tego problemu. Na komunikat z błędem "CDBOOT: Cannot boot from CD/DVD: Code 5" narażone na to są przede wszystkim komputery ze starszymi płytami głównymi firmy "AsRock" lub "MSI". Przyczyną takiego błędu jest niekompatybilność między Boot Sectorem tych płyt głównych z tym wykorzystywanym przez firmę Microsoft w systemie Windows 7. Problem można w prosty sposób obejść wyciągając interesujący nas Boot Sector z systemu Windows Vista i zaaplikować go do utworzonej przez nas płyty z systemem Windows 7. Jest to prostszy sposób, który widziałem na kilku forach opisany, a że ja lubię przecierać szlaki i nie dysponuję Windowsem Vistą, spróbuję opcji numer dwa. Użyję do tego celu programu vLite w którym to jest odpowiedni plik „boot.ini” i on również powinien nadać się do utworzenia płyty z W7 bootowalnej na starszych płytach głównych. W kolejnych wpisach postaram się krok po kroku opisać tą drugą metodę. Ciekawi mnie czy i ona się powiedzie.

wtorek, 6 grudnia 2011

Deszczowy poniedziałek


9:51 wsiadłem jak co poniedziałek w pociąg. Akurat dzisiaj wypadało kupić bilet miesięczny na pociąg. Odkąd działa wyremontowana kasa na dworcu w Będzinie postanowiono zainstalować w niej takie urządzenie na szybie by Pani w kasie mnie słyszała. Fajnie to wyglądało, ale nigdy nie działało. Najgorzej było jak skuwali podłogę na dworcu, a ja jak jakiś kretyn musiałem schylać się i krzyczeć do okienka. Oczywiście wybrałem plan b i dawałem Pani bilet jak jakaś oferma mówiąc, ze chce taki sam :D . Później zmienił się przewoźnik, ale magiczne urządzenie dalej nie działało. Ktoś by pomyślał, że nic nie może mnie zaskoczyć, a tutaj taki piskus. Wpadam po bilet, a tu, inna Pani w kasie i mile wita mnie głosem właśnie przez to białe ustrojstwo na szybie, a myślałem, że to jest atrapa. Tak nagle z dnia na dzień taka zmiana. Jestem w szoku. Ogólnie poniedziałkowa pogoda była do dupy. Padało jak cholera, a ja zapomniałem parasolki. Kupiłem jakiś czas temu taką bajerancką samoskładajacą się, a teraz rzuciłem ją w kąt i nawet ani razu jej nie użyłem. Jednym z pozytywnych aspektów tej podróży jest to, że ani nie wieje, ani nie pada w pociągu. Zmienił się przewoźnik, tabor i cena. Z perspektywy czasu warto jednak za ten wyższy komfort zapłacić ciut więcej. Przynajmniej jest cicho i mogę w całkowitym spokoju oddawać się mojej muzycznej pasji. Teraz akurat na tapecie mam grupę Pilot. Mogę nawet stwierdzić, że w pociągu jest tak cicho, że nie mogę usunąć. Człowiek przyzwyczaił się do starych rupieci, a tutaj taki sprzęt jeździ. Teraz zamiast starych EN-57 jeżdżą Flirty i bydgoskie Pesy. Teraz aktualnie mam przyjemność jechać naszym rodzimym produktem, ale znowu nie siedzę na swoim ulubionym miejscu tuż za drzwiami przodem do kierunku jazdy lecz tyłem. Nie jestem wrażliwy na jazdę tyłem do kierunku jazdy, ale wskutek mojego zboczenia związanego z lubieniem bądź nie lubieniem określonych miejsc to miejsce mi nie przypadło do gustu. Pociąg minął Zawarcie, a miejsce obok mnie jest dalej wolne. Czy jestem taki straszny? Chyba tak xD Zważając na to jak ostatnio w wagonie drugiej klasy Pani wraz z wysiadającym kolegą zaczęła się ubierać, a następnie wyszła z przedziału, nie wysiadając z pociągu. Czasem myślę, że rozumowanie kobiet jest nielogiczne. Przecież jakbym miał coś zamiar jej zrobić to i tak bym zrobił. Widocznie co siedzi w kobiecej głowie nigdy się nie dowiemy. 

poniedziałek, 5 grudnia 2011

ADB 2849ST - krótka recenzja

W ostatnim wpisie obiecałem, że wspomnę o dekoderze. Po jednym dniu użytkowania mam już pewien pogląd na ten temat. Jest to jak już wcześniej pisałem dekoder firmy ADB 2849ST i choć usługodawca nie chwali się nazwą urządzenia to po małych poszukiwaniach w internecie udało mi się znaleźć nazwę tego modelu. Po otwarciu pudełka ukazuje się naszym oczom dekoder, zasilacz 12 V, pilot + baterie, instrukcja obsługi, karta gwarancyjna i karta kodowa czyli wszystko co jest nam potrzebne do uruchomienia urządzenia. Co ciekawe w całej instrukcji dekoder występuje pod nazwą ITI-2849ST co nie do końca jest zgodne z prawdą. Urządzenie to jest oferowane w telewizji n na kartę w dwóch wariantach cenowych za 280 zł z opłaconym abonentem na 2 miesiące i za 320 zł z abonentem na 3 miesiące. W obydwu wariantach mamy dostęp do pełnej oferty programowej telewizji n na kartę. Dekoder prezentuje się następująco:





Jak widać z przodu jest tylko wejście na kartę kodową i kolorową diodę świecą na czerwono w stanie czuwania i na zielono podczas normalnego działania tunera. Dodatkowym sposobem sygnalizacji przyjmowania danych z pilota są jej krótkie mignięcia. Na przodzie producent nie umieścił tylko wyświetlacza. Zresztą po co on tam potrzebny, chyba tylko by wyświetlał złą godzinę lub kod błędu podczas usterki :D
Jak widzimy z tyłu mamy gniazda DVB-T do podłączenia anteny naziemnej, SAT do podłączenia anteny satelitarnej, gniazdo ETHERNET do podłączenia internetu. Umożliwi nam to dostęp do m.in. nPortalu i internetowego radia. Zapewne nie skorzystamy na tunerze z redtube, ale wszystkiego mieć nie można xD Podłączenie internetu zagwarantuje nam wyłącznie ograniczony dostęp do sieci. Dalej mamy gniazdo USB, które obsługuje urządzenia o pojemności nie mniejszej niż 80 GB. Dodatkowo dekoder formatuje je systemem plików, który nie jest widziany pod windows, a prócz tego materiał nagrany z dekoder na dysk jest zabezpieczony przed powielanie.   Jednymi słowy musimy dysponować najlepiej osobnym dyskiem do tej zabawy. Kolejnym gniazdem na tylnej płycie jest cyfrowe wyjście audio SPDIF, wyjście HDMI, wyjście SCART, gniazdo MODEM (oznaczone jako do wykorzystania w przyszłości), gniazdo zasilania.
Co do złącza odpowiedzialnych za komunikację z telewizorem czyli złącz SCART i HDMI to w pierwszym przypadku mamy do dyspozycji 2 tryby przesyłania sygnału (Composite i RGB) , a w drugim jest ich 4 (1920x1080, 1280x720, 768x576 progressive, 768x576 interlacing) Prócz tego przy korzystaniu ze złącza HDMI mamy możliwość włączenia lub wyłączenia trybu DVI. Tryb ten pozwala na przesyłanie dźwięku złączem HDMI, ale przy jego wyłączeniu trzeba pobrać fonię ze złącza SCART lub SPDIF. Co ciekawe nawet w wypadku korzystania ze SCARTA mamy możliwość obejrzenia kanałów HD co prawda nie w takiej jakości jak są nadawane, ale jest taka opcja dzięki temu, że dekoder przeskalowuje sobie obraz. Ja korzystam wyłącznie ze złącza SCART, więc nie mam póki co porównania w jakości obrazu między trybami pracy dekodera.
Przy pierwszym uruchomieniu dekoder pobiera sobie aktualizację oprogramowania co może potrwać do 30 minut. Później wymagana jest aktywacja, telefoniczna bądź przez internet (w chwili pisania tej recenzji jest jeszcze niedostępna) lub sms-em. Tutaj wypada wspomnieć o głównej wadzie tego odbiornika a mianowicie bez aktywacja nie obejrzymy zupełnie nic, nawet naziemnej telewizji cyfrowej, bo odbiornik jest zablokowany. W instrukcji pisze, ze aktywacja może potrwać do dwóch dni roboczych, ale ja aktywowałem go w sobotę po 11 i dekoder był gotowy do użycia po czasie nie przekraczającym godziny. Po wyszukaniu kanałów z Hot Birda 13.0 E i naziemnej telewizji cyfrowej od razu rzuca się w oczy z góry zdefiniowana lista kanałów. Nie mamy możliwości jej zmiany, lecz możemy w prosty sposób utworzyć listę kanałów ulubionych i problem przestaje istnieć. Nie znalazłem tylko możliwości ręcznego wyszukiwania kanałów z satelity jak i przeszukiwania listy kanałów które dekoder znalazł, ale może za krótko go mam, bo dopiero jeden dzień. Kolejno włączyłem przełącznik DiSEqC i dekoder dodatkowo pobrał listę kanałów z Astry 19.2 E.  Ostatecznie wygląda to tak, że na początku listy kanałów są te z Hot Birda, później te z Astry, a na końcu naziemne cyfrowe. Trochę jest gmatwania by to wszystko ogarnąć.  Czytałem na różnych forach, że ów dekoder jest dość wrażliwy na jakość sygnału satelitarnego i może nie odbierać mimo tego, że inny dekoder przy tych samych parametrach technicznych będzie działał normalnie. Kolejnym rzekomym problemem może być ustawienie jako LNB1 Astry a jako LNB2 Hot Birda. Czytałem, że przy takim wariancie mogą wystąpić problemy. U mnie żaden z powyższych problemów nie występuje, antenę mam ustawioną tak na oko z tym że jest to czaszka 80 cm, a głównym satelitą jest Hot Bird. Co do naziemnej telewizji cyfrowej to zwykła chińska antena dająca możliwość obrotu ustawioną w bliżej nieokreślonym kierunku dała mi możliwość odebrania wszystkich aktualnie dostępnych stacji w mojej miejscowości. Na koniec dodam, że główną wadą tego dekodera jest parowanie karty kodowej wraz z nim samym. Co ciągnie za sobą taki problem, że w przypadku uszkodzenia lub zagubienia karty jesteśmy zmuszeni zapłacić 99 zł za wyrobienia nowej. W przeciwnym wypadku dekoder staje się bezużyteczny. Kolejnym mankamentem jest obsługiwane przez powyższe urządzenie wyłącznie systemu kodowania Conax, a wobec braku dodatkowych slotów na moduły dostępu wykorzystamy go wyłącznie do odbioru telewizji n.
Niewątpliwą zaletą jest dostęp do setek kanałów FTA jak i DVB – T nawet przy niepłaceniu abonamentu.
Przedstawię na koniec jego wady i zalety:
Zalety:
  • cena (za sam odbiornik DVB-T trzeba się liczyć z kosztami 120-150 zł)
  • obsługa przełącznika DiSEqC
  • rozwijane oprogramowanie (miejmy nadzieję, że w dobrym kierunku :D)
  • brak umowy – oferta PrePaid
  • możliwość korzystania z kanałów FTA i telewizji DVB-T bez wykupywania pakietów czyli całkowicie za darmo (za 2 miesiące sprawdzi się miejmy nadzieję w praktyce)
Wady:
  • brak możliwości ręcznego wyszukiwania kanałów – odgórnie zdefiniowana lista
  • parowanie dekodera wraz z kartą kodową – nie działa on bez niej
  • pierwsze uruchomienie wymaga aktywacji– bez niej nawet DVB – T nie obejrzymy

Myślę, że temat dekodera wyczerpałem. Na koniec fotki wnętrza zgodnie z zasadą nie poznasz póki nie rozbierzesz, ja poznałem:




PS: Fotki są neta sam nie byłem na tyle głupi by zrywać plombę i tracić gwarancję na 24 miesiące :D
Wszystko napisane wyżej jest moimi osobistymi przemyśleniami po dniu obcowania z tym urządzeniem.  Jeśli wyjdzie coś jeszcze ciekawego dam o tym znać.  W razie jakichkolwiek pytań służę radą. 

niedziela, 4 grudnia 2011

Prace dobiegły końca



Piszę co kilka dni wiadomości, więc dzisiaj się postaram pociągnąć dłużej mój monolog.
Od paru dni nie pisałem, bo w pewnym sensie nie miałem czasu, a wiadomo z drugiej strony jak już zapewne pisałem jestem dość leniwą jednostką. Między kończeniem magnetofonu udało mi się przywrócić do działania pendrive data traveller i o czym muszę  wspomnieć, nieodzowne w tej operacji było wykorzystanie wirtualnej maszyny z systemem windows xp, który pozostał mi po drukarce lexmarka niedysponującej sterownikami do windows 7, ale to już inna historia. Pragnę tylko zaznaczyć, że warto mieć starszą wersje systemu bo nie wszystko można wykonać w nowszej.
Magnetofon o który m pisałem w poprzednim wątku został doprowadzony do stanu niemal fabrycznego. Choć roboty się opóźniały jak budowa autostrad to wszystko skończyło się pomyślnie. Podczas wymiany tego przełącznika był taki moment, że miałem chwilę zwątpienia, a zwłaszcza jak trafiłem w końcówce na taki moment w którym było tak ciasno, że strach było cokolwiek robić. Prócz wymiany przełącznika, wyczyściłem cały tor audio, wszystkie styczniki, przełączniki, potencjometry. Ogrom pracy, ale było warto. Początkowo po pierwszym uruchomieniu magnetofonu na "nowym" przełączniku nie mogłem go wyłączyć, ale to była błahostka. Później okazało się , że prawy wskaźnik wysterowania nie działa mimo tego, że magnetofon umożliwiał pracę zarówno stereofoniczną jak i monofoniczną. Okazało się, ze wystarczyła prosta modyfikacja połączeń na lewej stronie segmentu pierwszego przełącznika rodzaju pracy. Zapewne miało to związek z tym, że wersja magnetofonu którą posiadam ma rzadko spotykane wskaźniki wysterowania i wymagało to odmiennego połączenia niż schemat na to wskazuje. Poniżej zaprezentuję dwa filmiki które nagrałem bezpośrednio po uruchomieniu. Na pierwszym występują niecenzuralne słowa, ale jak to mawiają oj tam oj tam. Chodzącym aniołem nie jestem mógłbym rzec, że prócz ukrytych rogów jest ze mnie kawał cholery :D

Na filmiku drugim występuje jeszcze "defekt" z niedziałającym prawym wskaźnikiem oraz łatwo można zauważyć jak magnetofon jest wrażliwy na zakłócenia wywołane przez telefon komórkowy, nieraz sam zastanawiam się co ja noszę w kieszeni xD

Jeśli tylko znajdę chwilę czasu nagram dźwięk bezpośrednio z magnetofonu, bo mimo swojego wieku ponad 26 lat imponuje on jakością. Mogę powiedzieć, że ten magnetofon towarzyszy mi przez całe moje życie i to wykształciło we mnie pewne co by nie mówić zboczenie, które objawia się tym, że lubię patrzeć na obracające się szpule, wskaźniki wysterowania poruszające się w takt muzyki. Sprawia to ogólne wrażenie, że muzyka ta żyje. To nie to co dzisiejsze mp3 o którym jak mawiał mój nauczyciel z technikum, że to sztuczna muzyka :D Jak byłem mały mama puszczała mi z niego utwory jak zasypiałem i zapewne miało to wpływ na rodzaj muzyki słuchanej przeze mnie aktualnie. Muzyka jak i takie majsterkowanie przy sprzęcie jest dla mnie odskocznią od problemów, zajęć w szkole. Dlatego niezmiernie się cieszę, że udało mi się podmienić ten przełącznik choć początkowo miałem wątpliwości czy on jeszcze w ogóle zadziała :D 
Ostatnio męczę ładowarkę do wiertarki akumulatorowej. Padł w niej przekaźnik na 24V. Niestety zaliczyłem 4 sklepy elektroniczne i w żadnym nie ma dokładnie takiego jak chcę. Najbardziej jestem zdumiony jednak po kolejnej wizycie w sklepie świat elektroniki w Częstochowie gdzie mam okazję studiować. Pan w sklepie, albo ma wiedzę absolutną na temat całego asortymentu sklepu, albo nic tam nie ma. Może powinienem wchodząc zapytać "a co jest?" :D. Od razu przypomina mi się sklep
"Nie dla kretynów" taka reklama powinna nad tym elektronicznym sklepem wisieć. Pan z za lady wygląda jakby zaraz miał zejść, widać ze jest znudzony, na jego doradzanie nie ma co liczyć, ale to mi się podoba. To taki typowy sklep dla łowców. Trzeba się wykazać nie lada obeznaniem w temacie, a ja to uwielbiam, bo dzięki temu człowiek cały czas poszerza swoje horyzonty.  W związku z wyżej wymienionymi okolicznościami będę musiał posłużyć się tym dobrodziejstwem XXI wieku w postaci internetu zresztą nie pierwszy raz.
Sobota upłynęła mi spokojnie pod znakiem giełdy elektronicznej w Sosnowcu. Nie licząc roztargnionego kierowcy ciężarówki to mógłbym powiedzieć, że dzisiaj nic mnie nie zaskoczyło, ale nie pierwszy nie ostatni raz widzę jak panowie jeżdżą jak typowi kretyni, aż mnie ręka świerzbi. Przy okazji wizyty na giełdzie nabyłem dekoder ADB 2850ST który ma możliwość odbioru telewizji cyfrowej satelitarnej jak i naziemnej. W najbliższym czasie postaram się  wspomnieć o nim  kilka słów z punktu widzenia zwykłego użytkownika.