wtorek, 13 grudnia 2011

Tutaj nic nie działa i nikt nie wie dlaczego


Siedzę sam w przedziale i wracam do domu, więc znalazła się okazja by coś napisać. Akurat wracam do domu "zieloną zemstą" KŚ. Są to wypożyczone czeskie składy klasy drugiej. Główną bolączką tych wagonów są zacinające się drzwi. Podejrzewam, że posiadają elektromagnetyczne zabezpieczenie, które uniemożliwia otwarcie drzwi w czasie jazdy, a wskutek ich wieku zabezpieczenie to nie zawsze pozwala otworzyć drzwi na stacji, więc zagadką jest gdzie się wysiądzie. Może być tak, że zaplanowana podróż lekko się przedłuży i nic nas to nie będzie kosztowało. I nie jest to fantastyczne? :D Sam jestem ciekawy czy uda mi się wysiąść na stacji Będzin Miasto. Te emocje i zaskoczenie jeśli drzwi nie drgną, to trzeba przeżyć. Po części można na taki stan rzeczy zaradzić siadając w pierwszym wagonie, ale ja jako facet sam sobie wyznaczam ścieżki i nie siadam w wagonie za lokomotywą. Pierwszym powodem jest to, że w razie wypadku pierwszy wagon za lokomotywą zostanie sprasowany jak konserwa, a drugim to że co to za facet który drzwi nie umie otworzyć samemu i wysiada tylko dlatego pierwszym wagonem żeby mu konduktor drzwi otworzył. Nasz trener powiedziałby na to tak " o gołębiarz" i pokazał palcami o takie małe masz jaja :D Tyle na temat kolejnictwa dzisiaj.
Co do dzisiejszego dnia to już myślałem, że nie będę miał laboratorii z diagnostyki układów elektronicznych, ale na domiar złego miałem. Teraz magiczna chwila wysiadania, czy aby na pewno na tej stacji :D
Przy wysiadaniu dowiedziałem się od Pana konduktora, że zabezpieczenie drzwi przed otwarciem w czasie jazdy wyłącza się dopiero jak cały skład zwolni do prędkości poniżej 5km/h.  Ciekawa uwaga, teraz już wiem, ze nie ma co próbować wcześniej póki pociąg nie stanie.
Wracając do laboratorii które dzisiaj miałem to męczą mnie one zwłaszcza jak „ za karę” mamy robić pomiar napięcia oscyloskopem. Wiem, że ma to na celu zaznajomienie nas ze sprzętem, ale w gruncie rzeczy potrafi to wymęczyć. Samo patrzenie już mnie osłabia. Przy analogowym odczyt jest banalny, ale trzeba odczytać sobie zakres i liczyć poszczególne kratki. Dzisiaj mieliśmy okazje obcować z wersją cyfrową oscyloskopu. Wizualnie fajnie wygląda, tyle świecących przycisków jak na stacji kosmicznej i mimo niepadającego śniegu te kolorowe lampki oscyloskopu stworzyły niepowtarzalną świąteczną atmosferę niczym choinka. Jeśli chodzi  o pomiary, to jeszcze bardziej jest to uciążliwe gdy się nie przeczyta instrukcji bo wersja cyfrowa nie wybacza. Lecz z drugiej strony nie trzeba liczyć kratek bo wszystko wyświetla na ekranie. Akurat my zaczęliśmy dzisiaj wykonywać laborkę dopiero po godzinie od rozpoczęcia zajęć.  Na to wszystko złożyły się problemy z zasilaczem, który stabilizował jako tako, ale nie wystarczająco. Ciągłe przepinanie kabelków zabawy co nie miara. Okazało się przy okazji, że jedna z sond do oscyloskopu jest uszkodzona. Chyba zacznę po kryjomu nosić swój multimetr i tak będziemy robić pomiary. Przypomina mi się pewne hasło powieszone u nas przed dziekanatem, a jest ono adekwatne do naszych laboratorii. Brzmi ono następująco:

2 komentarze:

  1. Hahahaha kiedyś będziemy wspominać te zajęcia z łezką w oku :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajęcia jak zajęcia, ale prowadzący to magik. Praktycznie nie ma z czego robić laborek, a my robimy :D

    OdpowiedzUsuń